Sucker for punch


Pisząc ten tekst zakładam, że większość zainteresowanych widziała już najgłośniejszą kinową premierę tych wakacji, a pozostali albo od początku nie byli nią zainteresowani, albo nieszczególnie entuzjastyczne opinie ich od tego oddalają. Jeśli należysz do grupy osób, które wahają się, czy chcą ten film zobaczyć, po prostu odpal sobie soundtrack (tak, jest na „spotifaju”) i zastanów się, czy ci się podoba. Bo, wbrew pozorom, nie jest to na pewno nowy film o Batmanie i Jokerze, nie jest to nawet typowa ekranizacja komiksu o drużynie bohaterów pokroju Avangers czy X-men. „Legion samobójców” to dwugodzinny, zajebiście wystylizowany szalony teledysk, w którym fabuła jawi się jedynie jako pretekst do kolejnych audiowizualnych popisów, całkowicie zdeterminowanych przez ścieżkę dźwiękową. Tylko tyle i aż tyle.

sucker1Komiksowa estetyka ma to do siebie, że często sama prosi się o to, aby ekranizować ją w krzykliwy, kolorowy sposób nie stroniąc od neonów czy szybkiego chaotycznego montażu i David Ayer postawił na tę konwencję na całość, chociaż w tym przypadku nie wiem na ile pomysł leżał po stronie reżysera, a na ile jednego z producentów – Zacka Snydera, którego poprzednie filmy na czele z Sucker Punch i 300 nakręcone są w bardzo podobnym stylu.
Tych, których wprowadziłem w irytację, nie pisząc jeszcze ani jednego zdania o fabule uspokajam i informuję, naprawdę nie ma o czym. Jest ona tak szalenie przeciętna, że każdy, kto nie stroni od blockbusterów, widział takie same historie już nie raz. Grupa do zadań specjalnych musi stawić czoła czarnemu charakterowi, który zresztą jest tak płaski psychologicznie, że jakby to powiedział znany niedoszły polityk „szkoda strzępić ryja”. Z tytułowym Legionem jest w zasadzie dość podobnie. Wiemy, że są złymi przestępcami i wiemy czemu dali się zaszantażować i namówić do współpracy z rządem USA, wiemy też dokładnie, czemu nagle nie zdezerterują, ale to właściwie tyle. Jest to zresztą domena filmów z tak wieloma głównymi bohaterami, będącymi teoretycznie na tym samym poziomie zaangażowania w fabułę.

sucker2W całym tym chaosie i natłoku wątków jest jednak jedna postać, której nie można odmówić zawłaszczenia sobie uwagi widza. Margot Robbie w tym filmie wykreowała jedną z najbardziej seksownych postaci w historii kina, przynajmniej przy pojęciu seksualności dzisiejszego, nieszczególnie wrażliwego i trudnego do zaskoczenia widza. Harley Quinn w filmie Ayera to istny wulkan szaleństwa i sex-appealu wybuchający bez zapowiedzi. Wulgarna, bezpośrednia, nieprzewidywalna, pozbawiona zahamowań, bezczelna a przede wszystkim niesamowicie magnetyczna postać walczy o uwagę widza w każdej sekundzie na ekranie, a nastawiony na rolę życia Jared Leto mógłby sobie wypruć żyły, ale wciąż byłby na straconej pozycji, bo większość scen współdzielił właśnie z nią. Producenci już zapowiadają film z Harley w głównej roli, co potwierdziła Margot Robbie, więc będziemy mieli jeszcze okazję poznać tę postać bliżej. Co mnie bardzo cieszy.

Nie chcę umniejszać innym postaciom, nawrócony bandzior El Diablo , australijski chuligan Boomerang, bezwzględna suka pracująca dla bezpieczeństwa USA Amanda Waller, czy wreszcie wyczekiwany zwłaszcza przez wszystkie piętnastoletnie fanki „30 Seconds To Mars” Joker to postaci ciekawie zarysowane i umiejące zaciekawić widza, chociaż być może niektóre z nich dostały na ekranie za mało czasu, tylko grany przez Willa Smitha Deadshot wydawał mi się, niestety bohaterem pozbawionym charyzmy. Zresztą tak jak pisałem wcześniej, postaci mimo ciekawych historii w samym filmie jawią się jako dość płytkie, a przemiany które zachodzą w nich podczas filmu są wyjątkowo sztampowe, ale nie to jest w „Legionie” najistotniejsze.

Jeśli więc chcesz rzucić się w wir bezpretensjonalnego, widowiskowego szalonego teledysku, który możesz oglądać również w 3D (o jakości 3D nie wypowiem się, sam oglądając tylko w 2D), to wyciągaj drobniaki z kieszeni i leć do kina, nie spodziewaj się wielce intrygującej pomysłowej fabuły, usiądź wygodnie w fotelu, wyłącz umysł i daj się ponieść emocjom. Dodatkowo, jeśli jesteś jedną z tych osób, dla których postać Jokera byłaby jedynym argumentem to, żeby się nie wkurwiać, poczekaj na wersję reżyserską, ma tam być podobno ok. 10 dodatkowych minut z udziałem Jokera, czyli prawie dwa razy więcej, chociaż zwiastuny filmu mogły sugerować coś zupełnie innego.