Nareszcie powstał film, który bez zadęcia i patosu pokazuje życie na oddziale onkologicznym. Hiszpan Antonio Mercero zrealizował obraz trudny, ale nawet przez chwilę nie męczący i nie upajający widza ogólną szlachetnością opowieści o nastolatkach chorych na raka.
Trzeba przyznać, że reżyser podjął się niełatwego zadania. Zrealizować film, którego bohaterowie jeżdżą na wózkach inwalidzkich przyodziani w surowe niebieskie pidżamy, to, zwłaszcza w czasach doskonałych i atrakcyjnych do bólu superbohaterów, pomysł ryzykowny. Film opowiada o losach kilku nastolatków przebywających na oddziale onkologicznym pewnego szpitala. Dwoje z nich jest po amputacjach kończyn. Trzeci ma w perspektywie chemioterapię, której boi się jak ognia. Czwarty z niepokojem oczekuje na wyniki biopsji, która rozstrzygnie: ma raka czy nie ma. Na badanie czeka jak na wyrok. Ale czekając, poznaje ludzi, na których ten wyrok został już wydany – nastolatków, którzy mimo, zdawać by się mogło, beznadziejnego położenia potrafią się śmiać, z zapałem grać w piłkę, szaleć przy ulubionej muzyce. Jorge odkrywa ich świat, tak bardzo podobny do swojego i zarazem tak bardzo odmienny. A my odkrywamy w sobie całą gamę uczuć do bohaterów, wśród których ani razu nie pojawia się litość. Wzruszamy się, gdy Dani zakochuje się w leczącej się na innym oddziale dziewczynie, ale jesteśmy wściekli, gdy chłopcy organizują sobie wyścigi na wózkach inwalidzkich, niszcząc sprzęt i tratując przypadkowych ludzi na szpitalnych korytarzach…
To, co najbardziej pozytywne w filmie Mercero, to nadzieja, którą mają wszyscy bohaterowie filmu. Nawet ci najbardziej chorzy. Z tą nadzieją wiąże się jednak pytanie: w jaki sposób można funkcjonować bez nogi poza murami szpitala. Nie wiem, jak w Hiszpanii, ale w Polsce słabo. Przede wszystkim ze względu na pełne ckliwego współczucia spojrzenia przechodniów. I tyle z ich strony.
Prod. Hiszpania 2002, dystr. Best Film
Źródło: www.brzezicki.com.pl