Wesele ma w polskiej tradycji zarezerwowane miejsce symboliczne. Film Wojtka Smarzowskiego wpisuje się w tę tradycję buntem przeciwko wykwitowi polaczkowatości, szkaradnemu zakłamaniu, obłudzie.
Wojnar, wiejski dorobkiewicz, urządza ciężarnej córce wesele. Okazuje się, iż na ten dzień czekał z niecierpliwością jedynie pan młody (bynajmniej nie tatuś dziecka), który za sakramentalne „tak” dostanie piękny samochód. Zza kadru stale dochodzą widza przycinki zaproszonych gości – wszyscy wiedzą, że gospodarz kupił najtańszą wódkę, a samochód jest kradziony. Mimo to kto tylko może podczas zabawy zgłosi się do gospodarza po pieniądze. Punktem kulminacyjnym historii jest awaria klozetu, który cały wieczór sukcesywnie wypełniali goście rażeni działaniem zepsutego bigosu. Jednak weselnicy są już tak pijani, że farsa trwa dalej…
Tej nocy twarze biesiadników okażą się maskami, pod którymi drzemią demony. Moralny pion bohaterów tej historii został już dawno złamany przez pieniądze. W takim piekiełku rozgrywać się będzie cała akcja, aż dojdzie do całkowitej demaskacji. Szarym rankiem wszyscy potoczą się do domów, pozbierają się, zaczną wszystko od nowa. Dokonując szeregu niesłychanie bolesnych obserwacji na temat ludzi żyjących na peryferiach polskiej rzeczywistości W. Smarzowski idzie w poprzek niemal całej tradycji naszego kina.
Młode kino polskie cechuje pesymizm. Film reklamowany jest jako „realistyczna komedia tragiczna” i jak najbardziej ucieszy inteligentnego, wymagającego widza.
Prod. Polska 2004, dystr. SPI, premiera 10 października